wtorek, 5 czerwca 2012

Jeszcze raz zabieram się do pisania. Wkurzyłam się, bo jakieś 10 min temu, napisałam się tu niczym pisarka i szlag trafił moje wypociny. A nie częsta zdarza mi się tyle naskrobać. Zbieram się dziś na wyjście z domu, ostatnio się w nim zasiedziałam, ale przyczyniła się do tego pogoda. To moje ostatnie miesiące na tzw. "bezrobociu", bo przecież rola gospodyni, mamy itd. To też praca. Zuza-córcia idzie do przedszkola, a ja mam nadzieję, do pracy. Kiedyś (4 lata temu), było dla mnie nie wyobrażalne, siedzenie w domu. Pracoholiczka, to mało powiedziane. Potrafiłam w ciąży siedzieć po 12 godzin w pracy, wszystko musiałam mieć dopięte na ostatni guzik. Nic na jutro, wszystko na już. Aż do czasu, moje maleństwo, chciało wyjść na świat na początku 6 miesiąca. Dopiero wtedy zrozumiałam, co i kto jest najważniejsze. Tak jest do dziś. Wkurza mnie jak moja "teściowa", zrzędzi, że jej syn pracuje na dwa etaty a ja siedzę z d.... w domu. Tyle lat czekałam na ZUZIĘ i każda chwila z nią to jak najcenniejszy skarb i nie oddam go nikomu. Owszem dwa razy starałam się o żłobek, przedszkole, ale u nas jest tak, że jak nie masz znajomości, to niestety. Teraz się udało i obie dojrzałyśmy do tego żeby móc się na troszkę rozstać. Moje dziecko jest fenomenalne, pod tym względem. Najpierw dorastało do pożegnania się z karmieniem piersią i na nic się zdała butla, nadszedł sądny dzień i już. Potem było pożegnanie z pieluchą, kiedy oczywiście wszyscy mówili, że już dawno wypada. Zuza pewnego dnia, podjęła samodzielną decyzję i od tego czasu było po kłopocie. Nic na siłę. Teraz stwierdziła, że może już iść do przedszkola a mi pozwala iść do pracy. Ciekawe jak to będzie?   :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz